Teoria kontra życie – rozważania o rodzinie

Każdy zapewne wie, jak powinna wyglądać modelowa rodzina?!
No przynajmniej każdemu się wydaje, że wie!No a jak powinna wyglądać?Tu trzeba by popytać fachowców. Zastanawiam się jednak, czy tacy w ogóle istnieją?!
Znam prywatnie kilku psychologów, żaden z nich w kwestiach życia osobistego, nie spełnia kryteriów potocznie rozumianej normalności. Większość moich psychologicznie wykształconych znajomych nie spełnia w ogóle żadnych norm w temacie poprawnej/pełnej i zgodnej/ rodziny. Najczęściej sami są poturbowani przez życie, i w większości z rozbitych związków.

Każdy zapewne wie, jak powinna wyglądać modelowa rodzina?!
No przynajmniej każdemu się wydaje, że wie!No a jak powinna wyglądać?Tu trzeba by popytać fachowców. Zastanawiam się jednak, czy tacy w ogóle istnieją?!
Znam prywatnie kilku psychologów, żaden z nich w kwestiach życia osobistego, nie spełnia kryteriów potocznie rozumianej normalności. Większość moich psychologicznie wykształconych znajomych nie spełnia w ogóle żadnych norm w temacie poprawnej/pełnej i zgodnej/ rodziny. Najczęściej sami są poturbowani przez życie, i w większości z rozbitych związków. 

Często też sami, będąc profesjonalistami w swojej branży, nie potrafią stworzyć normalnej rodziny.

Kilkoro z nich jest w kolejnych, także nieudanych związkach.
Powstaje więc pytanie, co to jest normalna rodzina?
… no właśnie?!
Normalna, czyli spełniająca normy?!
Czy normalna rodzina w ogóle istnieje ?!
Myślę że jedyny poważny model o którym możemy mówić to Święta Rodzina.
Ale w tym wypadku najważniejsze były akceptacja, zaufanie i miłość, a nie więzy krwi i przysięgi.
Jedyna, teoretycznie pewna relacja, to relacja: matka -dziecko. Chociaż też tylko biologicznie pewna, bo zdarzają się matki które odrzucają swoje dzieci, lub które w wyniku jakiejś traumy je porzucają Reszta relacji to dobra wola, i ciężka praca członków chcących tworzyć tzw. rodzinę.
Zastanawiam się też, czy w ogóle możemy mówić o fachowcach i autorytetach w kwestii tzw. modelowej rodziny?
Jako artystka, czyli osoba przede wszystkim poszukująca, pokuszę się o własną, osobistą definicję rodziny.
Dla mnie rodzina to grupa /minimum 2 osoby/bliskich sobie ludzi, którzy chcą sobie wzajemnie pomagać, a także wspólnie pomagać innym.
Ważne jest to, że chcą, a nie np. muszą sobie pomagać, bo się wzajemnie zobowiązali przysięgami, które z definicji są rodzajem presji.
A przecież popełnianie błędów to ludzka rzecz, więc przysięga staje się rodzajem jarzma.
Jak to więc jest?
Na pewno każda rodzina/i ta z więzami krwi, i bez nich, z przysięgami, i bez nich/ powinna dawać akceptację, wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Powinna też uczyć poczucia odpowiedzialności za innych członków rodziny.
I to jest wszystko według mnie!,-ale przypominam, że mogę się mylić, i że się nie znam:) oraz traktuję temat zdecydowanie intuicyjnie.
A więc myślę, że poza rodziną wynikającą z więzów krwi i zobowiązań możemy sami zawiązywać nowe rodziny, które łączy czysta miłość, a nie owe więzy krwi, czy przysięgi.
Swoją drogą myślę, że wszyscy jesteśmy sobie bardzo potrzebni, bo chyba nikt sam nie miał książkowo idealnej rodziny. A przecież, to właśnie dobra rodzina i słodkie dzieciństwo powinny dawać siłę, i teoretycznie być naszym kapitałem na życie.
Jednak to tylko kolejna nieżyciowa teoria.
Przejścia i dramaty naszych przodków/choćby wojny, czy choroby, czy różnice społeczne, traumy, czy nałogi/, wpłynęły na naszych najbliższych, a oni chcąc nie chcąc, wpłynęli na nas i nie bardzo mamy prawo mieć do nich pretensje.
W efekcie tych obciążeń, zamiast kapitału miłości niesiemy często ciężary, które nie pozwalają nam w pełni rozwinąć skrzydeł.
Co ważne, nie bardzo mamy prawo mieć do swoich przodków pretensje. Przecież nie można od poranionego rodzica dostać czegoś, czego on sam nie miał, bo nigdy tego/np.: ciepła, bezpieczeństwa i miłości/sam nie dostał. Nie można dać czegoś, czego się samemu nie posiada.
Najważniejsze z tego mędrkowania wnioski, które mi się nasuwają to fakt, że cały czas mamy wpływ na swoje życie, i możemy tworzyć różnego rodzaju rodziny.
Poza tym, wszyscy jesteśmy sobie potrzebni, bo każdy z nas ma co innego do ofiarowania, czego ktoś inny akurat nie ma, bo stracił, bądź w ogóle nie dostał.
Nie oceniajmy więc innych, nie bądźmy perfekcjonistami, a raczej koncentrujmy się na dawaniu, które jest o wiele przyjemniejsze od oceniania, bycia ocenianym, oraz brania.

Joanna Dudzic