Krynica Górska – oaza wypoczynku i spokoju Pan Kowalski czuł się zmęczony i przygnębiony (sytuacjami z festynu, radnymi i własnym ojcem – alkoholikiem). Postanowił wyjechać, zmienić otoczenie i nabrać dystansu do zaistniałych spraw.
Krynica Górska była, jak uważał, idealna na wypoczynek i samotność. Chociaż sam nie był intelektualistą i myślicielem, ale myślał sobie, że na deptaku krynickim może za takiego uchodzić. Czuł się bardzo dobrze, a jeszcze lepiej poczuł się, gdy wśród kuracjuszy zabłysnął wiedzą o tenorze Janie Kiepurze, co miało miejsce przy popijaniu wód leczniczych ze źródeł “Jan”, “Zuber”,i “Kryniczanka”. Większość kuracjuszy, którzy odwiedzili Krynicę było przeświadczonych, że Jan Kiepura urodził się i żył w Krynicy (o czym mogłyby świadczyć: okazały pomnik tenora, piękny hotel “Patria” z lat trzydziestych, którego był właścicielem oraz coroczny festiwal operowy im. Jana Kiepury).
Janek zadowolony z siebie wszedł do kościoła na wieczorną mszę. Dziękował Bogu za życie w wolności bez alkoholu, polecał miłosierdziu Bożemu zmarłą żonę, własne dzieci, których nie widział całe dwa lata i swojego ojca. Gdy wychodzili z kościoła świeciły się już lampy uliczne i zapadał zmrok. Rzesza ludzi wychodzących z kościoła rozchodziła się w różne strony. Janek podążał w kierunku wynajętego mieszkania, jednak jego wzrok zatrzymał się na trzech wulgarnie i chuligańsko zachowujących się młodych ludziach, którzy agresywnie zaczepiali starsze osoby wychodzące z kościoła. Przerażone i zdziwione osoby ustępowały miejsca. Janek obserwował ich idąc za nimi w odległości kilku kroków. Nie było już czasu na myślenie, podszedł więc szybkim krokiem do chuliganów i upomniał ich. Napomnieni, jak się okazało, nie byli dżentelmenami w melonikach. Szybkim pchnięciem spowodowali, że Janek potoczył się z chodnika na zieleniec. Tam z kolei został szybko otoczony przez zbirów, i w jednej sekundzie cała sytuacja się diametralnie zmieniła. Stał sam otoczony przez trzech krzyczących, że to on – Janek ich zaatakował i jest pijanym zboczeńcem, a oni tylko się bronią. Tłum przechodniów przechodził nie wiedząc już, co się naprawdę stało i dzieje. Janek Kowalski otrzymał kilka ciosów z ręki i z nogi z trzech kierunków, osunął się błogo na murawę i odpoczywał przez chwilę, aż któryś z przechodniów go nie ocucił. Dżentelmeni zniknęli. Gdy Janek wreszcie doszedł do siebie, zapytał gapiów – jakie to państwo? Gdy nie usłyszał odpowiedzi, poprawił się pytając – jakie to miasto?
Gdy wrócił do swojej rodzinnej miejscowości po tygodniowym „krynicznym” wypoczynku, dostarczył swojemu ojcu dodatkowej pożywki do krytyki. Fioletowe limo pod okiem i kuśtykanie na lewą nogę potwierdzało tylko, że syn, od kiedy przestał pić, nie umie kontrolować swego życia. Ojciec podbudował swoje ego – czyli pychę i utwierdził się w swojej pijackiej postawie. Janek zaś rozważał zło, i to własne, które czynił przez lata i to które ostatnio zebrał w Krynicy. Doszedł do wniosku, że zna niewielu ludzi, którzy świadomie potrafią kontrolować swoje życie, a jeszcze mniej zna takich, którzy świadomie chcą wyświadczyć drugiemu człowiekowi dobro. Jednego takiego wyjątkowego człowieka, i nie tylko człowieka poznał osobiście – to JEZUS CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁY, teraz żywy i czekający na wzajemność.
Animator Trzeźwości